sobota, 20 lipca 2013

raport prota

Prezentuję oryginalny raport prota zaczerpnięty z powieści Gene'a Brewer'a o tytule "Światy prota".
Po przeczytaniu całego cyklu o K-PAX, składającego się z czterech części, nie jestem w stanie egzystować, myśleć i czuć na sposób z okresu poprzedzającego przeczytanie, a ściślej pisząc - wysłuchanie -  cyklu.
Zaliczam się do ogromnej mniejszości ludzi pragnących nie być homo sapiens. Z pozoru jestem zwyczajnym dobrym człowiekiem, jednak moja natura, odkąd pamiętam stoi w sprzeczności z niemal wszystkim co ludzie uważają jako sens życia. Było mi niezmiernie miło i pokrzepiająco odnaleźć w osobie autora powieści pokrewną duszę, jeśli przemyślenia prota na temat ziemi są tożsame z przemyśleniami autora. Zgadzam się z raportem prota w 99%. Trudno w tej sytuacji uważać siebie samego za człowieka, no może tylko jako istota dzieląca ogólny schemat budowy ciała i DNA. Tyle o mnie. Reszta jest słowem prota. Życzę fascynującej lektury i   jak najwięcej przebudzeń odzierających z "człowieczeństwa" do żywego mięsa.


PRZEDMOWA

Pamiętam pierwsze spotkanie z protem, jakby to było wczoraj (on prawdopodobnie by powiedział, że to było wczoraj). Miał sposób bycia, który szalenie mnie irytował, aż wreszcie skojarzyłem, że jego skrzywiony uśmiech przypomina mi mojego ojca, do którego żywiłem głęboką urazę. Może też byłem trochę sfrustrowany samym przypadkiem. Prot ewidentnie cierpiał na urojenia, a jego tożsamość była zagadką. Jej rozwikłanie było równie trudne jak rozłupanie v kuli bilardowej za pomocą piórka i przypadło na czas, kiedy jako tymczasowy dyrektor Instytutu Psychiatrycznego na Manhattanie miałem mnóstwo obowiązków.
Niebawem stało się oczywiste, że prot, niezależnie od niejasności co do jego pochodzenia i historii życia, jest głęboko empatyczny i błyskawicznie wyczuwa, co gnębi osoby z jego otoczenia — zarówno pacjentów, jak i członków personelu. Może to właśnie przyciągało nas wszystkich do niego — poczucie, że potrafi zrozumieć, a nawet pomóc. Dziesiątki pacjentów, którzy w innym wypadku musieliby zapewne pozostać w IPM na długie lata, zostało wypisanych wkrótce po tym, jak prot dotarł do sedna ich problemów i pomógł je rozwiązać. Doprawdy było czymś niezwykłym obserwować, jak nieuleczalni psychotycy, przebywający u nas od dawna, dochodzą do zdrowia, a jeszcze bardziej zadziwiające było to, że nie miewają nawrotów (z osobliwym wyjątkiem Roberta Portera, pierwotną osobowością samego prota.). Pragnąłbym bardzo, by każdy szpital psychiatryczny miał u siebie przybysza (albo i dwóch) z K-PAX lub innego cudownego miejsca zupełnie odmiennego od Ziemi, której mieszkańcy, nawet ci najzdrowsi psychicznie, wydają się zaślepieni w wielu ważnych sprawach z racji swego psychicznego bagażu.
Ale prot pozostawił po sobie szerszą jeszcze i głębszą spuściznę. W czasie swej pięcioletniej, wraz z Robertem, podróży po Ziemi poczynił cięte spostrzeżenia na temat sposobu postępowania jej mieszkańców, ze szczególnym uwzględnieniem gatunku homo sapiens, który nazwał wybrykiem natury. Nasze ludzkie poczynania zdawały się fascynować go najbardziej, choć nie zawsze pozytywnie. Nazwał nas „rakiem toczącym ZIEMIĘ” i zaproponował proste (według niego) rozwiązanie problemów społecznych oraz dotyczących środowiska naturalnego: zacząć wszystko od nowa, przyjmując inne założenia. Według niego wszystko, praktycznie biorąc, czego dokonaliśmy, wszystkie nasze wybory na przestrzeni długiej historii gatunku, było nierozważne, niewłaściwe lub po prostu głupie. Do naszych „fatalnych” pomysłów zaliczał instytucje rządowe, kapitalizm, religie, szkoły, nawet macierzyństwo — dosłownie całość naszych ludzkich wierzeń i wartości. Rejestrował to wszystko w czerwonym notesiku, który zawsze nosił przy sobie.
To nie miejsce, żeby przypominać całą trylogię K-PAX, ale przydatne może się okazać krótkie podsumowanie dla tych, którzy jej nie czytali. Prot został przywieziony do Instytutu w maju 1990 roku. Trzeba było cierpliwości, a także trochę szczęścia i niełatwej pracy, by dowiedzieć się w końcu, że pod „maską” prota ukrywa się Robert Porter, ciężko chory człowiek, który miał za sobą kilka niezwykle traumatycznych przejść, poczynając od piątego roku życia. Po siedmiu latach od rozpoczęcia terapii, przerwanej powrotem prota na K-PAX, a potem jego dwuletnią wędrówką po Ziemi w poszukiwaniu setki towarzyszy jego ostatniej podróży do gwiazd, zmuszony byłem dojść do wniosku, że był on równocześnie przybyszem z kosmosu oraz alter ego Roberta. Niezależnie od tego, czy ta interpretacja jest słuszna czy nie, obaj opuścili nas z końcem 1997 roku i od tej pory nikt ich nie widział.
Choć nie wszyscy pewnie się zgodzą z tą niewątpliwie empiryczną konkluzją, nikt nie zaprzeczy, że miał niezwykle logiczny i obiektywny umysł i wiele do powiedzenia o życiu na Ziemi z punktu widzenia prawdziwego obserwatora z zewnątrz. Wiele jego spostrzeżeń może nam się nie podobać albo nas złościć, ale jest w nich ziarno prawdy, które nie pozwala ich lekceważyć.
Miał zwyczaj pisać „Raport dla K-PAX” z każdej planety, którą zwiedzał w czasie swoich rozlicznych podroży. W sierpniu 1990, gdy właśnie wybierał się w podróż powrotną na swoją planetę, „w celu odpoczynku i rozrywki”, pozwolił nam skopiować swe obfite notatki na temat Ziemi, pisane w języku nazywanym przez niego „pax-o”. Na szczęście pani Rosetta Stone pomogła nam rozszyfrować jego własne tłumaczenie Hamleta na rodzimy język. Dzięki profesjonalnej asyście lingwisty (pani doktor Carol Boettcher z Instytutu Lingwistyki w Uniwersytecie Columbia, której jestem głęboko wdzięczny) udało mi się przełożyć większą część jego notatek na współczesny język angielski. Jeśli jakieś równoznaczne słowo lub zdanie nie występowało w sławnym dramacie szekspirowskim, ale jego znaczenie wydawało się jasne, tłumaczyliśmy je tak, jak wydawało się to zgodne z intencją prota; natomiast jeśli znaczenie nie było jasne, zdawaliśmy się na intuicję, kierując się dobrze mi znanym jego sposobem myślenia, i taką interpretację, jak również ewentualne wyjaśnienia, oznaczaliśmy nawiasem kwadratowym. Natomiast wyjaśnienia samego prota przeznaczone dla jego K-PAXiańskich czytelników zostały ujęte w nawias zwykły. Poza tym cały tekst został tutaj przytoczony bez zmian, z wyjątkiem drobnych gramatycznych poprawek, jak na przykład używanie dużych liter na początku zdania.
Prot robił zapiski niesystematycznie — gdy tylko miał wolną chwilę, by sporządzić jakąś notatkę lub dwie (przez większość czasu nie odstępowali go pacjenci), przeplatając opis historii Ziemi i jej obecnego stanu obserwacjami, które poczynił w szpitalu i gdzie indziej. W związku z tym jego raport jest trochę chaotyczny, ale może właśnie w ten sposób piszą K-PAXianie. Tam gdzie to było możliwe, połączyłem różne ustępy w logiczną całość. Dla przejrzystości (i ułatwienia pracy redaktorskiej) okazjonalne jego uwagi nagryzmolone na marginesie zostały pominięte. Natomiast zachowałem konwencję prota pisania nazw gwiazd, planet i innych ciał niebieskich dużymi literami, a używania małych liter wszędzie indziej, z imionami i nazwiskami włącznie.
Przez te wszystkie lata napływały liczne prośby o kopie raportu prota, między innymi od zastępcy sekretarza generalnego Organizacji Narodów Zjednoczonych oraz dyrektorów FBI, CIA i innych rządowych agencji, jak również od naukowców, socjologów, przywódców religijnych — tym uczyniliśmy zadość. Ale nadeszły także tysiące innych z szerokich kręgów społeczeństwa i tym nie sposób było sprostać bez wydania raportu drukiem. Mam szczerą nadzieję, że ta publikacja zaspokoi zapotrzebowanie i że dzieło niezwykłego umysłu prota zaciekawi wszystkich czytelników, a może i doda im otuchy.

Wstępne obserwacje dotyczące B-T1K  *planeta Ziemia
(RX 4987165.233) 

Oto raport o kondycji PLANETY znajdującej się w stanie wielkiego [zamętu]. Piszę go z myślą o moich pobratymcach z K-PAX, dla ich informacji i ku ich uciesze. Przypuszczam jednak, że zanim opuszczę to miejsce, pewien „psychiatra” zechce otrzymać jego kopię.
Odwiedzając ten niewielki ŚWIAT kilkakrotnie, zapoznałem się tutaj z niezliczonymi istotami, włącznie z dominującym gatunkiem, homo sapiens, co oznacza — o ironio — „myślący (lub «mądry» albo też «logiczny») człowiek”. Obserwując przedstawicieli tego gatunku, zobaczyłem na własne oczy, w jaki sposób PLANETA B może stać się PLANETĄ A. [Uwaga: W skali prota planeta klasy K jest rozwiniętą najwyżej. Najniższy poziom, A, jest tym, co pozostaje po samozagładzie planety klasy B.] Przez to, że nie potrafią czy nie chcą zastanowić się nad tym, co wyprawiają ze swoim ŚWIATEM, znaleźli się na skraju unicestwienia. Pomimo tej oczywistej skazy genetycznej istoty ludzkie są interesującym gatunkiem, choć pełnym wewnętrznych sprzeczności.
Wszystko o czym tutaj piszę, powinno być zrozumiałe samo przez się, z wyjątkiem jednostek czasu, których na B-TIK używa się arbitralnie i bez żadnego związku z logiką, tak więc pewne definicje są niezbędne:
• „dzień” = jeden obrót PLANETY,
• „godzina” = 1/24 dnia,
• „tydzień” = siedem dni,
• „miesiąc” = 30 (lub 28, lub 29, lub 31) dni,
• „rok” = 12 miesięcy = jedno okrążenie B-TIK wokół rodzimej GWIAZDY.
Są inne określenia, które o wiele trudniej zdefiniować. „Popełnienie przestępstwa” oznacza pogwałcenie pewnych ludzkich norm, które są zmienne w zależności od miejsca pobytu. Istoty, które się tego dopuszczają, zamyka się w pudłach, zwanych „więzieniami” lub w instytucjach medycznych, takich jak instytut psychiatrii na manhattanie, gdzie oczekuję powrotu na K-PAX. Chociaż nie pogwałciłem żadnych norm, zabrano mnie tutaj pod koniec podróży, aby mnie wyleczyć z „urojenia” (czy wiedzieliście o tym, że wszyscy K-PAXianie cierpią na urojenia?).
Postanowiłem pozostać. Dostawałem mnóstwo owoców, a miejsce to nadawało się równie dobrze jak każde inne do napisania tego raportu.
Właśnie odwiedziłem „zboczeńców seksualnych”, którzy zamieszkują piętro tuż nad moim. Na większości PLANET K, a nawet na niektórych PLANETACH I oraz J, jest wiele istot, które uważają akt seksualny za coś tak odrażającego, że aktywnie unikają płci przeciwnej. Na ZIEMI nikt nigdy nie ma dosyć seksu.
Zboczeńcy seksualni różnią się od pozostałych tylko tym, że uprawiają wyłącznie seks i nic poza tym. To tak jakby ktoś spędzał cały swój czas, prowokując wymioty.
Większość z gatunku sapiens żyje w luźnych stadach, w miejscach, które nazywają „miastami”. Miasta należą do „regionów”, które z kolei tworzą „kraje”. Te ostatnie wypełniają każdy jart [0,214 mili] kwadratowy powierzchni PLANETY, z wyjątkiem wielkich zbiorników wodnych, zwanych „oceanami” lub „morzami”, i zamarzniętych biegunów. Inaczej mówiąc, istoty ludzkie uważają się za „właścicieli” swojego ŚWIATA. Dziwaczne podejście, prawda?
Podział całej powierzchni na kraje powoduje dużo problemów, z którymi zmaga się gatunek sapiens (a nie są to jedyne problemy!). O dziwo, dla tych istot kraj jest czymś o wiele ważniejszym od ich PLANETY i są one gotowe zniszczyć jakiś obszar, żeby przejąć nad nim kontrole. Skłonne są nawet ponieść śmierć, żeby tylko nie wpuścić na swoje terytorium ludzi z innych obszarów, chyba że decydują się ich zaprosić. Co więcej, z ochotą udają się do innych krajów, żeby tam umrzeć, jeżeli tylko dostrzegają stamtąd zagrożenie dla zachowania całości ich „ojczyzny”. To nie zawsze się sprawdza, granice oraz kraje ulegają przemianom zadziwiająco często.
Niektórzy pomyślą, że was [nabieram?]. Zapewniam, że wszystko do ostatniego słowa jest prawdą.
B-TIK widziana z kosmosu jest jednym z najpiękniejszych ŚWIATÓW w GALAKTYCE. Widok wodnych oceanów, w których odbija się kolor nieba przetkanego delikatnymi białymi chmurami, sprawia, że ten ŚWIAT wydaje się bardzo pociągający z bezpiecznej odległości.
Kiedy przybyłem tutaj dwadzieścia siedem (ZIEMSKICH) lat temu, miałem początkowo wrażenie, że ta PLANETA jest rzeczywiście tak urocza, jaką wydawała się z przestrzeni kosmicznej. Powietrze było ciepłe i świeże, roślinność bujna i słychać było głosy ptaków, ssaków i owadów niezliczonych rodzajów. Wszędzie wokół zwisały wspaniałe owoce. Dominujący gatunek nazwałby to „rajem”, co oznacza, o ironio, piękno i doskonałość B-TIK, zanim pojawił się na niej homo sapiens.
Spacerowałem po maleńkiej części tej powierzchni przez chwilę, od czasu do czasu zrywając owoc lub jarzynę i siadając w cieniu drzewa, żeby odpocząć po podróży i nasycić się widokiem tego rozkosznego otoczenia. Jedynym co umniejszało moje zadowolenie, była ogromna intensywność światła, wynikająca z dużej bliskości ich żółtej GWIAZDY. Było to bolesne dla oczu, ale w końcu [uplotłem] z traw i patyków coś, co pozwoliło je osłonić.
Oczywiście wiedziałem o oceanach. Ale wszędzie wokół była nieprawdopodobna ilość wody — rzeki, strumienie, jeziora, bagna, rozlewiska — czasem nawet woda spada z nieba! Jest to bardzo dziwne uczucie, być „na deszczu”, jak to nazywają, ale całkiem przyjemne. Wiele zwierzęcych istot na B-TIK wydaje się potrzebować bardzo dużo wody, piją ją regularnie i pozostają na otwartej przestrzeni, gdy pada z tych nabrzmiałych chmur, które stają się ciemne, kiedy mają dać upust swojej obfitej wilgotności. Niektóre gatunki nawet żyją w wodzie: bezwłose upłetwione istoty, które nigdy nie opuszczają jezior ani rzek. Co za obfitość wody!
Kiedy kraj chiny odwrócił się od SŁOŃCA, intensywność światła zmalała i mogłem zdjąć skleconą naprędce osłonę oczu. Z chwilą tej przemiany pojawił się cały nowy zbiór istot, a tamte wcześniejsze udały się gdzieś na spoczynek. Nowo przybyli mieli większe oczy, lepiej przystosowane do widzenia w ciemności. Krążyli, jak tamci, w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. W samej rzeczy wiele istot przez większą część czasu — gdy tylko nie śpią — zajmuje się poszukiwaniem pokarmu.
Całkiem inaczej funkcjonują osobniki sapiens: większą część życia przeznaczają na pracę dla innych ze swego gatunku, aby otrzymać pieniądze, za które mogą nabyć żywność. Kiedy już „dorobią się” prawa do życia, są za starzy, aby się tym cieszyć! [Tu następuje nieprzetłumaczalne niestety wyrażenie.]
Oprócz zboczeńców trzecią kondygnację zamieszkują ludzie, którzy wolą zjadać [własne odchody] niż dostarczane im posiłki. Pomyślcie tylko, jak to świadczy o tutejszym pożywieniu!
Jak tylko zaaklimatyzowałem się wystarczająco, udałem się do guelph w kraju stany zjednoczone, by odszukać roberta portera, chłopca, który mnie tu wezwał.
Znalazłem go w trakcie pochówku jego ojca, czuł się bardzo strapiony. Pomimo to zaprosił mnie do swojego domu. Tam podarował mi „okulary przeciwsłoneczne” i odzież, żebym włożył ją na siebie (nagie ciało jest uważane za coś szczególnie uwłaczającego przez większość przedstawicieli jego gatunku).
Robert lub robin — tak chciał, żeby go nazywać — był pierwszym napotkanym przeze mnie homo sapiens. Był [kupką nieszczęścia] — załamany zgonem swojego ojca. Potrafiłem zrozumieć, co odczuwał: skrócenie życia to rzeczywiście tragedia, nawet biorąc pod uwagę nieustanne odtwarzanie się WSZECHŚWIATA. Nigdy nie wiadomo, co mogłoby się przydarzyć tej istocie, gdyby jej życie skończyło się we właściwym czasie.
Po tej pierwszej podróży niejednokrotnie odwiedzałem ZIEMIĘ, ale zazwyczaj udawałem się prosto do guelph, nie zwiedzając nic po drodze. Wielkie były jego potrzeby i rozliczne, jak w przypadku większości B-TIKian.
Ostatni cios spotkał roba przed pięcioma laty i musiał on być równie traumatyczny, jak przedwczesny koniec życia jego ojca, bo nawet nie chciał mi nic o tym powiedzieć. Uszanowałem jego decyzję, oczywiście, ale było jasne, że B-TIK to nie miejsce dla niego. Nawet poświęciłem swój czas na próby przekonywania go, by wraz ze mną udał się na K-PAX. Przeliczyłem się jednak. Nawet po solidnej porcji nagabywania nie wydobył ze siebie niemal ani słowa. Czasami myślę, że wolałby umrzeć, niż stawić czoło temu, co go dręczy. Prawdziwy homo sapiens! Oczywiście, jeśli taki jest jego wybór, mógłbym zabrać ze sobą inną istotę w jego miejsce. Gdziekolwiek przebywaliśmy w czasie tych pięciu ZIEMSKICH okrążeń, nie brakowało chętnych.
Dosłownie prawie wszystkie istoty innych gatunków chciały zabrać się z nami (w większości wyczerpane potrzebą ciągłej czujności). Ale niektórzy z gatunku homo sapiens byli bardziej jeszcze nieszczęśliwi. Niektórzy wręcz przyklejali się do nas, gdy próbowaliśmy się z nimi rozstać. Jeden z nich zagroził, że nas podziurawi małymi pociskami, jeśli go nie zabierzemy. Próbowałem mu wytłumaczyć, że popełnia błąd logiczny, ale on roześmiał się bardzo głośno i zapewnił, że był to tylko żart. Nie przestając parskać śmiechem, chciał mi podarować urządzenie do miotania pocisków. Co według niego miałbym z tym uczynić, nie wiem. Nie czekaliśmy, żeby się tego dowiedzieć.
Inni prosili, błagali i płakali. Pewna kobieta zarzekała się, że się zabije, jeśli ją pozostawimy. Zadziwiająco gwałtowny jest ten gatunek homo sapiens— bardzo podobni do zortów z B-POM (obecnie A-POM).
B-TIK jest młodą PLANETĄ, ma tylko 4,6 miliarda lat. Powstała w zwyczajny sposób, z odłamu rodzącej się GWIAZDY, której towarzyszy. Kiedy wreszcie ostygła, bez przerwy padał z nieba deszcz, który wypełnił wodą zagłębienia. Tak jak w wielu innych ŚWIATACH, uformowały się szybko jednokomórkowe rośliny i zwierzęta i przez miliony lat panowały niepodzielnie. Stopniowo rozwijały się w organizmy wielokomórkowe, większe i bardziej skomplikowane. Na początku te stworzenia żyły w rozległych morzach. Po jakimś czasie niektóre gatunki przeprowadziły się na ląd i przystosowały do życia poza wodą. Z tych z kolei powstały nowe formy życia w zadziwiającej różnorodności. Na B-TIK istnieje więcej gatunków, wszelkich rozmiarów, kształtów i kolorów, niż na tuzinie innych PLANET razem wziętych! Ewolucja niektórych doprowadziła do powstania naczelnych, a z tych, niestety, jedna gałąź dała początek istotom ludzkim.
Odwiedziłem sześćdziesiąt cztery planety, ale na żadnej z nich nie spotkałem gatunku sapiens. Fled mówiła mi kiedyś, że spotkała kilka takich istot na B-LOD, gdzie zamieszkiwali jaskinie. Ponieważ było tam mało przedstawicieli fauny, żywili się ziarnem i jarzynami. Ona uważa, że ich ŚWIAT może przejść na etap C w ciągu najbliższych paru tysięcy cykli [cykl okrążeniowy K-PAX trwa około dwudziestu naszych lat], ale w wypadku tego gatunku nie można być nigdy niczego pewnym.
Pomimo obfitej roślinności na B-TIK pierwsi przedstawiciele homo sapiens zaczęli zjadać martwe istoty, które znajdowali. Wkrótce potem zabijali inne żywe stworzenia, aby zaspokoić świeżo nabyty smak na mięso. Jednakże w przeciwieństwie do innych istot czynili to nie tylko po to, żeby zdobyć pożywienie, ale również dla przyjemności. To osobliwe odchylenie jest częścią ich natury od samego początku. I w odróżnieniu od pozostałych istot mięsożernych, z którymi zamieszkują ZIEMIĘ, ludzie zabijali o wiele więcej, niż było to potrzebne do ich przeżycia. Po stu tysiącach lat takiego postępowania dziw, że istnieją jeszcze jakieś zwierzęta oprócz homo sapiens na tej PLANECIE. Dokonali nawet eksterminacji własnych przodków!
W amerykańskich lasach 0,62 roku temu spotkaliśmy przypadkiem młodego homo sapiens, myśliwego. „Odpoczywał” po zabijaniu, toteż przeprowadziliśmy z nim interesującą rozmowę. Uważał się za „naturalistę”. Uwielbiał przebywać na łonie przyrody, jak mi powiedział. Zapytałem, dlaczego pragnie zabijać cząstki przyrody, którą „kocha”. Przybrał [zraniony wyraz twarzy] i dał do zrozumienia, że to ojciec i dziadek nauczyli go polowania. Była to tradycja rodzinna. Opisywał wspaniałe chwile spędzane wspólnie we trójkę do czasu, aż los zrządził, że jego antenaci nie mogli już brać udziału w polowaniach. Jedną z jego pasji były podróże do innych krajów, by tam próbować zdobyć myśliwskie „trofea”.
Powiedziałem mu, że jestem naukowcem badającym moc światła. Dałem mu lusterko. Pokazałem, jak należy je trzymać, i ustawiłem go w odpowiednim kierunku. Cofnąłem się, a kiedy promienie słońca padły na zwierciadło, poleciał na C-DAK, gdzie dominującym gatunkiem są wielkie, złośliwe mięsożerne istoty, występujące w nieprzebranych ilościach. Nie wątpię, że przeżył tam wiele wspaniałych chwil.
Moje podróże na ZIEMIĘ pozwoliły mi zgłębić istotę genetycznego defektu homo sapiens: przejawia się on mianowicie powstrzymaniem ich rozwoju i dojrzewania. Oto czego dowiedziałem się z ich własnego słowa pisanego oraz od żyjących osobników innych gatunków, którym udało się przetrwać.
Podobnie jak dominujące istoty niektórych innych PLANET klasy B, osobnicy homo sapiens od samego początku postrzegali siebie jako istoty ważne same w sobie, zamiast jako maleńką cząstkę czegoś większego i ważniejszego.
W razie konieczności wyboru pomiędzy własnym życiem a przetrwaniem innych tego samego gatunku, niezmiennie ratowali własną skórę. Ta koncentracja na sobie rozszerzała się na kształt piramidy na członków rodziny, a dalej plemienia, wszystko w imię przetrwania. Własna rodzina stała się ważniejsza od wszystkich innych rodzin, własne plemię od wszystkich innych plemion. W dalszej kolejności, gdy ludzka populacja rosła i organizowała się w coraz większe jednostki, broniono własnego regionu przed innymi regionami, a własny kraj ceniono ponad wszystkie inne. Na spodzie piramidy znajdowała się populacja homo sapiens całego ŚWIATA. A dopiero poniżej ich PLANETA i cała reszta WSZECHŚWIATA.
Ich religie (wiara w potężnych, niewidzialnych bogów) potwierdzały, że to oni są w centrum wszystkiego, co istnieje. Uważali się za najważniejszy gatunek nie tylko na ZIEMI, ale w całym KOSMOSIE. Jeśli prawdą okazałaby się teoria WIELU WSZECHŚWIATÓW, przedstawiciele sapiens niewątpliwie uznaliby, że stanowią centralny ośrodek ich wszystkich.
Oprócz zboczeńców i pożeraczy [gówien] w ipm jest wielu innych pacjentów. Niektórzy z nich są całkiem zadowoleni ze swojego [losu] i nic im nie brakuje do szczęścia. Inni wołają o ratunek w każdej chwili swego okropnego życia. Wyciągnąłem z tego wniosek, że mieszkaniec B-TIK uznawany jest za wariata, jeśli znajduje się na którymkolwiek z biegunów skali szczęścia. Inaczej mówiąc, i tak źle, i tak niedobrze.
Wysłuchiwałem nieszczęśników z tego gatunku po kilka godzin dziennie. W wielu przypadkach byłem pierwszą istotą, która zastanawiała się nad ich ciężkim położeniem i nad tym, z jakiego powodu zostali uwięzieni w szpitalu. Zamiast tego ich „lekarze” woleli wypróbowywać różne leki, jeden po drugim, żeby ich „unormalnić” i przywrócić na łono kierującego się przemocą i egoizmem społeczeństwa, które najczęściej było podstawową przyczyną ich problemów.
Na przykład pacjent howie został zaklasyfikowany jako „obsesyjno-kompulsywny”, ponieważ pragnąc zadowolić swego bardzo wymagającego ojca, chciał pojąć wszystko, co tylko można, na temat bytu. Godne podziwu dążenie, ale chyba trochę za wielkie jak na jedną ludzką istotę.
Głód wiedzy nie nęka większości ludzi, którzy wolą spędzać czas, oglądając „sport” lub „seriale komediowe” z elektronicznych wideoprzekaźników, wyjaławiających ich umysły. Prawdę mówiąc, właśnie te programy uświadomiły mi zaślepienie homo sapiens pożądaniem seksualnym. Prawie wszystko, co pokazywane jest w „telewizji”, tego tylko dotyczy, a już na pewno nie problemów polityki i środowiska — powiedziano mi, że takich programów nikt by nie oglądał.
Pacjent ernie trafił tutaj, bo chorobliwie boi się umierania. Lęk przed tym nieuniknionym procesem wydaje się zaprogramowany u wszystkich homo sapiens, ale może nie aż w tak niszczącym stopniu jak u erniego. Większości ludzi udaje się tłumić przerażenie aż do chwili, gdy stają twarzą w twarz z tym problemem — wtedy następuje eksplozja stłumionych emocji i „dostają fioła”, używając barwnego określenia homo sapiens. To właśnie ten niepokój spowodował następny etap w ewolucji człowieka — odwoływanie się do krzepiących wierzeń, aby uciszyć tego rodzaju lęki.
Początkowo istoty te sądziły, że potężne bóstwa muszą być wszędzie (choć nikt ich nie widział), miały bóstwo na każdy strach, a potem i na każdą potrzebę. Kiedy homo sapiens zaczął uprawiać handel wymienny ziarnem lub mięsem, przyszło mu do głowy w kolejnej chwili „natchnienia”, że jego bogowie również mogą pójść na wymianę tego rodzaju. Zaczęto im więc ofiarowywać pokarm i odzież w zamian za sprzyjającą pogodę, za uleczenie choroby lub zagojenie ran. Mało kto zauważył, że bogowie nigdy nie przyjmują tych darów, ani też że pogoda pozostaje jak wcześniej przypadkowa, że SŁOŃCE codziennie „wschodzi” i „zachodzi”, deszcz pada lub ustaje niezależnie od czegokolwiek, a rzeki wylewają z brzegów w regularnych odstępach czasu. Ale dla tych istot wierzenia są tym samym co prawda — przekonanie przekazywane z pokolenia na pokolenie przez tysiące lat. (Warto zwrócić uwagę, że ludzie dzisiejszych czasów nadal mówią o „wschodzie” i „zachodzie” swojej GWIAZDY. Jest to dobrym przykładem, jak głęboko i trwale zakorzeniają się tego rodzaju błędne spostrzeżenia, jeśli już staną się częścią przekonań ludzkich istot.)
Jeszcze jednym szczególnie błędnym ich mniemaniem jest, że serce stanowi siedlisko wszelkich uczuć. Jeśli człowiek jest okrutny, mówią, że jest „bez serca”. Często powiadają, że kochają kogoś „całym sercem”. „Czują sercem”, „tracą serce” i dążą do tego, czego „serce zapragnie”. Zastanawiające, co dzieje się z tymi uczuciami „z głębi serca”, gdy dokonuje się przeszczepu tego narządu.
Koniec części pierwszej

Pewna kobieta z kraju francja opowiedziała nam o tym, jak została zabrana na pokład [statku kosmicznego], gdzie była molestowana seksualnie przez przebywające na nim istoty. Zwróciłem jej uwagę, że żaden statek kosmiczny nigdy nie odwiedził ZIEMI ani żadnej z pobliskich PLANET. Zdjęła część garderoby i pokazała robowi i mnie, w których miejscach była gwałcona: pod pachami, z tyłu kolan i na czubku głowy. Mocno wierzyła, iż jest w ciąży z maleńkimi istotami z zaświatów. Prosząc, byśmy ją odwiedzili raz jeszcze, pozostawiła nam swoje odzienie i niby odjechała na niby-rowerze.
Zdziwilibyście się, jak wielu jest na B-TIK podobnych do niej przedstawicieli homo sapiens.
Podobnie jak u innych zwierzęcych istot, przywódcą zostawał najsilniejszy członek plemienia sapiens, to on podejmował decyzje i prowadził wymianę handlową z innymi grupami. Osobniki płci żeńskiej, które rodziły i wychowywały dzieci, rzadko dochodziły do rangi lidera. Ta tradycja — jak i wiele innych — przetrwała wiele tysięcy lat.
Ale najsilniejszy wcale nie musiał być najbardziej rozgarnięty. Osobnicy bardziej uzdolnieni od pozostałych przejmowali kontrolę nad tajemniczymi i budzącymi lęk aspektami niełatwego życia — wytworzył się trudny układ partnerski pomiędzy przywódcami plemienia i tymi, którzy twierdzili, że potrafią porozumiewać się z bogami. Ci „kapłani” wyspecjalizowali się w obłaskawianiu bóstw i posiedli umiejętność tłumaczenia powodów ich niezadowolenia. W zamian za tak ważną posługę przywódcy duchowi zdobyli szacunek, wygodę i bezpieczeństwo, zwolnieni od przykrej konieczności wykonywania jakiejkolwiek pracy. To również trwa bez zmian do chwili obecnej.
Dzisiejszego dnia howie wypatrzył modrą srokę — „ptaka szczęścia”. Wiedziałem, że to zadanie pozwoli mu przestać myśleć o konieczności zdobycia całej wiedzy o jego ŚWIECIE. Był tak podniecony, iż myślałem, że się posiusia. Zdziwiło mnie, że inni pacjenci byli tym równie przejęci jak on sam. Na ich twarzach malowała się prawdziwa radość, kiedy howie przebiegał korytarze, głosząc tę nowinę. Pewien jestem, że byli zachwyceni, widząc szczęście drugiego sapiens. I w miarę jak rosła radość, czuli się coraz bardziej szczęśliwi! Bardzo interesujące zjawisko, nieprawdaż?
Ta wszechobejmująca radość, doświadczana przez pacjentów, przypomina przeżywaną przez inne zwierzęce istoty, które nie należą do homo sapiens. Nastrój chwili pochłania je w zupełności, żadne troski przeszłe i przyszłe nie istnieją. Wszystkie istoty ZIEMI (z wyjątkiem ludzkich) żyją w ten właśnie sposób — chwilą obecną. Ptaki na wiosnę (okres czasu pomiędzy zimnymi i ciepłymi miesiącami na ZIEMI, kiedy to oś ZIEMSKA zaczyna przechylać się w kierunku SŁOŃCA) dowodzą tej zasady w sposób oczywisty. Na całej PLANECIE śpiewają w głos i każda cząsteczka ich istoty włącza się w ten śpiew. Nie frasują się tym, czy życie ma sens albo czy bogom podoba się ich muzyka. Ich radość się udziela i odczuwa ją każde zwierzę, nawet niektórzy spośród homo sapiens.
To samo dotyczy innych istot. Widziałem wieloryby [prujące] fale, jedynie w celu przeżycia ekstazy, która temu towarzyszy, małpki skaczące radośnie z drzewa na drzewo i wilki tarzające się z rozkoszą w promieniach SŁOŃCA. Ich radość jest tak intensywna, że wręcz trudno jest mi ją opisać.
Ludzkie dzieci także przeżywają takie niczym nie pohamowane szczęście, aż do czasu kiedy zostaną nauczone „realiów” ich ŚWIATA.

Sapiens wprowadzają stosunek seksualny nawet do codziennej mowy. Ludzie na całej B-TIK, a w szczególności osobniki płci męskiej tego gatunku, określają wszystko jako „pierdolone”. Pierdolone to, pierdolone tamto. Wykonują swoją pierdoloną pracę i idą do domu do swych pierdolonych żon i wynoszą pierdolone śmieci. Ich dzieci bardzo szybko to podchwytują. Czy to dziwne, że doskwiera im ciągle taka pierdolona nuda?
Pisałem wcześniej o stworzeniu bóstw na każdą potrzebę i każdy lęk. W miarę upływu czasu następował podział ról. Ci kapłani, którzy zdobyli doświadczenie w leczeniu chorób i ran (z pomocą bogów), zostali lekarzami. Jednostki plemienne — zwłaszcza jeśli były duże lub posiadały szczególnie silnego przywódcę — nauczyły się, że mogą wykorzystywać mniejsze plemiona przy użyciu siły, a bardziej wojowniczy członkowie takich grup stali się ekspertami od „sztuki” wojennej. W ten sposób mniejsze ugrupowania zostały włączone do większych jednostek, aż pokaźne terytoria znalazły się pod kontrolą tego czy innego plemienia. Wytworzyły się oddzielne krainy otoczone rzekami lub górami i w związku z tym łatwe do obrony przed innymi homo sapiens, a z tych w końcu powstały wielkie i potężne narody.
Mało kto kwestionował autorytet przywódców czy też kapłanów, biegłych w medycynie lub dowódców wojskowych. Dzieci uczono stosowania technik walki, zwykle w formie „gier i zawodów”. Ci, którzy wygrywali w tych konkursach, tworzyli przyszłą kadrę generałów. Szczególnie biegli w rozpoznawaniu oznak choroby lub przyrządzaniu skutecznych lekarstw zostawali naukowcami. Ci, którzy mocno wierzyli lub udawali, że wierzą, iż bogowie dadzą się obłaskawić za pomocą takich czy innych recytacji lub składanych im ofiar, zostawali duchownymi. Zadaniem pozostałych była praca na rzecz plemienia lub regionu. I tak dzieje się od tamtych czasów do teraz i wszystko wskazuje na to, że będzie tak dalej, dopóki ludzkie istoty dominują na ZIEMI.
Jest jednym z ulubionych mitów na B-TIK, że przedstawiciele sapiens szybko zapomnieliby o swoich poszczególnych krajach i zjednoczyli się w obliczu inwazji istot z innego ŚWIATA.
Samo to powinno wam wiele powiedzieć o tym gatunku.
Ponieważ K-PAXianie nie dyskutują na tematy pozbawione logicznego uzasadnienia, takie jak religia, sprawy rodzinne, sport i tym podobne, które zajmują sapiens przez prawie cały czas, doktor gene spytał mnie dzisiaj, jakie mamy tematy do rozmów. Żadne ze wspomnianych przeze mnie zagadnień, jak na przykład inne WSZECHŚWIATY, zbytnio go nie interesowało. Jeśli to nie mogło go zainteresować, to co mogłoby? Uświadomiłem sobie, że rzeczywiście najwyższy czas opuścić ZIEMIĘ. Jeśli zostanę trochę dłużej, to mogę skończyć tu, gdzie jestem.
To jest jedna z wielkich zagadek dotyczących ludzkich istot — ich ogromna obojętność wobec powstania KOSMOSU, SŁOŃCA, ZIEMI, tego, skąd wzięło się życie — krótko mówiąc, wobec prawie wszystkiego, co dotyczy ich bytu. Hołdują ignorancji i wolą żyć w czymś w stylu Mrocznych Czasów. To zadziwiające w wypadku „myślącego człowieka” (zwłaszcza takiego, który ponoć czci to, co stworzyli bogowie), prawda? Jak zrozumieć gatunek pozbawiony ciekawości i podziwu?
Reszta GALAKTYKI wie o wszystkim, co się tutaj dzieje, jednakże ci z gatunku sapiens, o dziwo, wcale się tym nie przejmują. Najwyraźniej nie mają poczucia wstydu. Ani humoru. Kiedy opowiedziałem mojemu [terapeucie?] ZIEMSKI kawał, który słyszałem na I-RUD (Pytanie: Dlaczego kura przebiegła drogę? Odpowiedź: Gonił ją sapiens z siekierą), nie wywołało to nawet cienia uśmiechu.
Mimo wszystko znaleźliśmy kilka krajów bardziej podobnych do K-PAX niż pozostałe. Jednym z nich była szwecja, gdzie sapiens traktują siebie nawzajem z większym szacunkiem niż w innych miejscach na ZIEMI. Są mniej wojowniczy i bardziej skłonni patrzyć na innych ludzi jak równych sobie, a istot, które nie należą do ich gatunku, nie traktują jak przedmioty martwe, w każdym razie w mniejszym stopniu niż pozostali.
Ale odwiedziny nawet najlepszych krajów B-TIK zawsze wzbudzają we mnie tęsknotę za K-PAX, gdzie życie dobre jest dla każdego, niezależnie od jego koloru czy liczby nóg. Gdzie nie ma strachu, przemocy ani chciwości — nie ma rządów ani propagandy religijnej, a każda istota jest szczęśliwa w prawie każdej chwili swojego istnienia. Gdybym miał scharakteryzować PLANETĘ ZIEMIĘ jednym słowem, nazwałbym ją „ponurą”.
Zagadka: Czy kogoś to martwi?
Oprócz boga zwanego „jezus chrystus”, z niewiadomych powodów podopiecznego wielu psychiatrycznych instytucji na B-TIK, w instytucie znajduje się szereg osobliwych typów umysłowości. Jedna z pacjentek wydawała się inną osobą prawie za każdym razem, kiedy ją spotykałem — ofiara czegoś, co się nazywa „zespołem wielorakiej osobowości”. Było to najwyraźniej skutkiem wykorzystywania seksualnego. Dziwny to fenomen w ŚWIECIE, gdzie każdy taki akt polega na wykorzystywaniu, a jednak prawie wszyscy (lub wszystkie) poświęcają sporo czasu, aby zaspokoić tę ewidentną ich potrzebę.
Przez jakiś czas było dla mnie zagadką, dlaczego defekty genetyczne homo sapiens przejawiają się permanentnym brakiem rozwoju od 100 000 lat, a może i dłużej. Ale po rozmowach z szeregiem ludzi w różnych miejscach PLANETY zacząłem dostrzegać pewien powtarzający się syndrom złego samopoczucia, wręcz apatii. Znowu wygląda na to, że ma to związek z lękiem.
Młodzi ludzie uczą się bać nie tylko tych rzeczy, które mogłyby zakłócić ich uporządkowane życie, ale również tego, co zagraża samemu temu porządkowi. Krótko mówiąc, uczą się dostosowywać, a rodzice, którzy nie potrafią im tej cechy wpoić, są uważani przez innych dorosłych za nieudaczników. Dzieci są chwalone, kiedy wygłaszają dogmaty, które im wprano do mózgu, a ostracyzowane, gdy tego nie robią. Są programowane od samego początku, aby zachowywać się tak jak wszyscy inni — niczym roboty z ciała i krwi. (Zajmującą rzeczą byłoby zbadać, czy ta łatwość zaprogramowania nie jest jeszcze jednym odchyleniem genetycznym tego gatunku. Czy ktoś byłby tym zainteresowany?)
Rozpaczliwie usiłując udowodnić mi, że jestem tylko człowiekiem, gene próbował mnie nakłonić, żebym mu powiedział, w jaki sposób podróżuje się na promieniu światła i dokonuje zimnej syntezy nuklearnej. Gdy odmówiłem, orzekł, że nie potrafimy robić żadnej z tych rzeczy. Jak więc, według niego, mógłbym się tutaj znaleźć?
Opowiedziałem mu, jak toczą się losy WSZECHŚWIATA, ale chyba w to też nie uwierzył — może dlatego, że perspektywa przeżywania swojego życia raz jeszcze nie była mu miła. W tym momencie zacząłem trochę rozumieć jego własną tragiczną historię. Krótko mówiąc, został wychowany przez swoich rodziców. Gdybym był człowiekiem, prawdopodobnie również nie chciałbym przeżywać swojego życia jeszcze raz od początku.
Roboty kształcące roboty. Nazywają to na B-TIK „szkołami” — są to miejsca, gdzie dzieci muszą chodzić od piątego do osiemnastego roku życia, choć żadne z nich tego nie chce.
Oto niektóre rzeczy, jakich „uczą” je w tych pudełkach:
• że jest rzeczą ze wszech miar przyjętą, aby zabijać i zjadać inne istoty lub by ich używać do jakichkolwiek innych celów, które przyjdą komuś do głowy;
• że ich historia składa się z niekończących się wojen pomiędzy nimi i że istotne jest nie unikanie tych konfliktów, ale wygrywanie ich;
• że nauka polega na wyuczeniu się niezliczonych faktów;
• nie tylko że pieniądze są nieodzowne, ale też że „kapitalizm” jest jedynym skutecznym systemem gospodarczym;
• że praca jest moralną koniecznością;
• że własny kraj jest najlepszy na ZIEMI;
• że rodzenie dzieci jest nie tylko rzeczą dobrą, ale i oczekiwaną;
• że najważniejszym celem każdej szkoły jest pokonywanie uczniów innych tego rodzaju instytucji w bezmyślnych zawodach.
To nie żart! A oto parę spraw, których w szkołach nie uczą:
• jak zapobiec degradacji i całkowitemu zniszczeniu jedynej PLANETY, którą zamieszkują;
• że życie innych istot poza ludzkimi jest samo w sobie wartością;
• że najbogatsi spośród nich, i dlatego potężni, wykorzystują inne istoty ludzkie do własnych celów;
• jakie są rzeczywiste potrzeby żywieniowe człowieka;
• jak akceptować różnice i rozwiązywać konflikty między krajami;
• że przemoc wobec jakiejkolwiek istoty — czy rzeczywista, czy „udawana” — prowadzi do przemocy w stosunku do współbratymców.
Zadziwiające, ale w większości szkół nie dyskutuje się na temat religii. Mity sapiens są głęboko wtłoczone w ich świadomość, zanim dotrą do swoich szkolnych pudełek, i nie znoszą oni (boją się) kwestionowania ich własnych krzepiących dogmatów przez zwolenników którejkolwiek z innych 10 000 odmian wierzeń.
Na K-PAX byłoby to tak, jakby ktoś jadł tylko jeden rodzaj ziarna, uważając, że inne nie istnieją, aż skończyłoby się to śmiercią.
Pielęgniarka betty przyniosła futerkową istotę podobną do forgala, która jak wszystkie zwierzęta nie należące do gatunku sapiens nie miała do ludzi zaufania. Kociak przebiegł przez świetlicę i wskoczył mi na kolana. Jakaż to fascynująca istota! Drży ze szczęścia przy najlżejszym dotyku. Bardzo uczuciowa, choć udaje, że taka nie jest — podobnie jak wiele ludzkich istot tutaj.
Kiedyś napotkałem pewnego sapiens, który zgubił syna w centrum handlowym (miejsce, gdzie kupuje się wszystkie niepotrzebne towary produkowane na B-TIK, przy akompaniamencie bardzo głośnej muzyki). Szalał ze zmartwienia. Chłopca nietrudno było znaleźć — był jedynym dzieckiem, które się wałęsało z mokrymi oczami. Gdy go przyprowadziłem, ojciec ukrył gdzieś swój strach i sprawiał wrażenie bardzo rozgniewanego na chłopca.
Dlaczego te istoty boją się okazywać swoje prawdziwe uczucia? Czy myślą, że inni z gatunku sapiens to wykorzystają? Albo może każdy z nich cierpi na swoisty zespół wielorakiej osobowości?
Centrum handlowe, nawiasem mówiąc, aż kipiało od młodych ludzi. Co to za ŚWIAT, gdzie uczący się dorosłości nie mają innych zainteresowań niż kupowanie przyodziewku i [kosmetycznych świecidełek]?
W ciągu kilku ostatnich lat odwiedziliśmy z robem szereg miejsc, w których są trzymane lub zabijane istoty nie należące do gatunku ludzi — ogrody zoologiczne, rzeźnie, cyrki, [zagrody dla bydła], laboratoria „naukowe”. We wszystkich wypadkach przeżycia zwierząt były uderzająco zgodne: dlaczego nas trzymają w zamknięciu; tęsknię za swoją rodziną; czego bym nie dał za kęs świeżej trawy itd. Sytuacja godna pożałowania dla wszystkich z wyjątkiem ich „posiadaczy”.
Mimo to żadna z więzionych i źle traktowanych istot nie czulą gniewu do tych, którzy je zniewolili. Chciały tylko wrócić do siebie. Wiele psów i kotów mówiło mi, że postarałyby się lepiej zachowywać, gdyby im dano jeszcze jedną szansę. Słonie czasem kierowały swe trąby ku niebu i trąbiły żałośnie. Wielkie małpy człekokształtne często same się okaleczały. Łzy wielorybów spłukiwała woda i nikt ich nawet nie zauważał. Świnki i krowy nie mogły uwierzyć, że czeka je śmierć, nawet gdy słyszały krzyki swych poprzedniczek. Gdyby przedstawiciele homo sapiens wyłączyli swe telewizory i inne hałasujące urządzenia, choćby na jedną minutę, może poczuliby cierpienie i usłyszeli gromadne błaganie wszystkich [uwięzionych] zwierząt na całym świecie, wołających jednym głosem „Po ódźmy się [co było, to było?] — prosimy, wypuśćcie nas!”
Może część problemu tkwi w tym, że sapiens nie zaliczają siebie do kategorii zwierząt. Czyżby uważali się za rośliny?
Jeszcze jeden cudowny owoc — granat. Jakby tysiąc maleńkich GWIAZDEK naraz eksplodowało w ustach! Ze wszystkich dobrych rzeczy na ZIEMI wspaniała różnorodność owocowych smaków należy do najlepszych.
Dzisiaj gene próbował na mnie czegoś, co nazywa „hipnozą”. Kiedy sztuczka nie zadziałała, poprosiłem go, żeby mi wytłumaczył, co chce przez to osiągnąć. Usiłował to zrobić, ale miałem wyraźne wrażenie, że sam nie bardzo rozumie tę procedurę. Mimo to chce spróbować jeszcze raz, kiedy znowu się spotkamy!
Jedna z alternatywnych „osobowości” marii zaproponowała mi, bym spędził z nią „cudowne chwile” dzisiejszej nocy. Przyszło mi do głowy, że nacechowane przemocą traktowanie istot nie należących do gatunku sapiens może mieć związek z jej stanem. Niewykluczone, że ludzie czerpią swego rodzaju satysfakcję krzywdząc inne istoty.
Metody, którymi posługują się możni i potężni, aby utrzymać [status quo], są całkiem przemyślne (jak na sapiens). Kamieniem węgielnym jest sam system gospodarczy. Zachęca się ludzi, by kupowali niepotrzebne produkty, aby podniósł się poziom ich wygód, żeby mogli zaimponować swoim współbraciom z gatunku sapiens, a tym samym wkładali pieniądze do systemu, ażeby ich własne interesy mogły rozkwitać. Kładzie się wielki nacisk na „promowanie budownictwa” i „krajowy produkt brutto”, które stają się celami samymi w sobie. Jedno i drugie w sposób naturalny wynika ze wzrostu ludzkiej populacji, który napędza koła machiny ekonomicznej. Czy można się dziwić, że ich przywódcy nie próbują przeciwdziałać produkowaniu coraz to większej liczby dzieci, bez względu na skutki dla PLANETY?
Następna grupa pacjentów na trzeciej kondygnacji to tak zwani „autystycy”. Są to istoty, które nie potrafią znieść rozmowy z innymi sapiens, nie mogą nawet ścierpieć patrzenia na nich. Może są to najzdrowsi ze wszystkich ludzi.
Czytałem kiedyś B-TIKiańską książkę nazwaną Podróże Guliwera. Jej autor trafił w sedno.
Zadanie urzędników państwowych polega na tym, żeby utwierdzać swoich wyborców w lęku przed utratą pracy, niezbędnej do zarabiania pieniędzy. Widać to w czasie każdej kampanii wyborczej, kiedy to politycy wszelkiej maści obiecują więcej stanowisk pracy (wszystko jedno jakiej), niż potrafiliby zaproponować ich przeciwnicy. Jednocześnie każdy z nich obiecuje, że obniży podatki od dóbr i zarobków, aby było jeszcze więcej pieniędzy na kupowanie jeszcze bardziej niepotrzebnych urządzeń.
Pytanie, które z pewnością wam się wszystkim nasuwa, brzmi: dlaczego ci, którzy wykonują najwięcej pracy (za minimalny ułamek zysków), nie odmówią wykonywania jej? Albo przynajmniej nie zagłosują, żeby podnieść podatki bogatym, które pokryłyby wydatki na zaspokojenie potrzeb reszty społeczeństwa. Odpowiedź: Ich przywódcy nęcą ich nadzieją, że oni też mogą być bogaci, jeśli będą wystarczająco ciężko pracować albo jeśli uda im się wygrać w którejś z gier hazardowych, popieranych przez państwo.
Jest pora na lunch. Mam nadzieję, że nie podadzą znowu perfumowanej chrząstki.
Jedną z najbardziej niezwykłych rzeczy na B-TIK są kwiaty. Występują one również w innych miejscach w GALAKTYCE, ale nigdzie nie ma takiej ich obfitości i różnorodności jak tutaj. Ich zadaniem jest przyciągnąć owady, aby te przeniosły [komórki rozrodcze] na receptory innych roślin z ich gatunku. Na ZIEMI nawet rośliny owładnięte są przez seks!
Drzewa również są okazałe. Oczywiście mamy ich trochę na K-PAX, takich, które nie potrzebują dużo wody, ale w o wiele mniejszej liczbie aniżeli te pokrywające wciąż jeszcze wielkie obszary tej PLANETY, mimo iż ciągle ich ubywa z powodu ludzkiej działalności. Jestem pod szczególnym wrażeniem takich z czerwonego drewna, które są bardzo twarde i żyją tysiące lat. Nawet ludzkie istoty mają przed nimi respekt. Inne ich rodzaje, choć nie tak wysokie, są równie piękne, zwłaszcza Jesienią” (przeciwieństwo wiosny). O tej porze roku kolory ich liści konkurują z kolorami kwiatów. [Hologramy?] w bibliotekach nie oddają całej intensywności widoków, odgłosów i zapachów pól i lasów. Myślę, że po powrocie spróbuję je przeprogramować.
Może przywiozę próbkę ich aromatycznej gleby. Będziecie mogli ją wąchać, tylko cierpliwości!
Pewną cechą charakterystyczną sapiens [która umniejsza ich wady] jest to, że niekiedy nawet wydają się świadomi swej absolutnej głupoty. Uwielbiają śmiać się z innych, a nawet z siebie samych. Widywałem we wszystkich krajach takich sapiens, którzy śmiali się z siebie aż do łez.
Bogata różnorodność fauny także jest zdumiewająca — istoty wszelkich kształtów i rozmiarów, jakie tylko można sobie wyobrazić. Liczba samych tylko gatunków [chrząszczy?] jest oszałamiająca, a mają milion różnych wzorów i kolorów. Nigdzie indziej nie widziałem czegoś podobnego w całej GALAKTYCE.
Ogólnie biorąc, owady dla gatunku sapiens to coś pogardzanego, co należy uderzyć, otruć, nadepnąć przy każdej nadarzającej się okazji. Poza tym większość ludzi niewielką zwraca uwagę na niezwykłą tęczową opalescencję chrząszczy, na zdumiewającą różnorodność innych gatunków zwierząt czy też na bogactwo i intensywność kolorów wiosennych kwiatów i jesiennych liści lub na samą ZIEMIĘ.
Czasem myślę sobie, że nie wiedzą, co posiadają.
Ernie, pokonawszy lęk przed śmiercią dzięki temu, że howie pokazał mu, jak ona wygląda, jest gotowy do wejścia w szerszy ŚWIAT. Ale powstał nowy problem (zawsze musi być jakiś w przypadku sapiens): pomimo wielu lat, które spędzi! pod kluczem w szpitalu, nie chce go opuścić. Nie dlatego żeby się bał, co go spotka poza tymi murami. On chce zostać i pomagać innym pacjentom.
Nigdy się nie wie, co te ludzkie istoty zamierzają następnie uczynić!
Sapiens po większej części miłują wojnę, choć twierdzą co innego. Słyszy się to w ich „hymnach narodowych”, dostrzega w otaczaniu opieką starych pól bitewnych i narzędzi zniszczenia oraz w ich upodobaniu do filmów pokazujących „krew i flaki”, jak to mówią, z czasów kampanii wojennych. Wznoszone są pomniki, a parady wojskowe odbywają się nawet podczas pełnych spokoju dni świątecznych. Ale ich propaganda jest jeszcze subtelniej sza. Wojna i walka wrosły głęboko w ludzkie myślenie, na podobieństwo długich korzeni w żyznej glebie. Oni „zwalczają” dosłownie wszystko, od próchnicy zębów aż po raka, „wypowiadają wojnę” nędzy i narkotykom, „pokonują” przeciwników w grach i konkursach każdego rodzaju, kiedy to grane są ich hymny, a ich flagi (malowane kawałki płótna oznaczające ten czy tamten kraj) pilnowane przez uzbrojonych żołnierzy. Ludzie walczą nawet o prawo do noszenia broni!
Religie stanowią kluczowy składnik tego programu, jak również cała literatura sapiens, opisująca wypędzanie tego lub owego wroga z rozmaitych terytoriów. Ale najzabawniejsze lub raczej najżałośniejsze w tym wszystkim jest to, że każdy rządowy czy religijny przywódca przyrzeka swym [wyborcom], że określone bóstwo będzie po ich stronie zarówno w wielkich bataliach, jak i w małych starciach. Wyobraźcie sobie — każdy z dwustu krajów ZIEMI posiada takiego lub innego boga (niekiedy tego samego!), broniącego jego żołnierzy od zła i zapewniającego ostateczne „zwycięstwo”. I tak było zawsze od zarania.
Ale właśnie nadchodzi pacjent kurczak…
Kurczak potrzebował znów [wyładować się] na mnie. Wydaje się to przynosić mu ulgę, tak jak i wszystkim innym pacjentom. To musi być czymś w rodzaju przecinania wrzodu.
Na całej B-TIK narosło coś w rodzaju segregacji ekonomicznej. Tym, którzy są odmienni od większości, zezwolono na wykonywanie tylko najmarniej płatnych zajęć, uważanych przez większą część ludzi za męczące i wstrętne. Narosły gniew i frustracja, a ci, którzy znajdują się na samym dole skali, usiłują przywrócić równowagę zabierając siłą to, co im jest potrzebne, od bogatszych sapiens. W wyniku tego wielu spośród nich umieszczono w zamkniętych pudłach, poza zasięgiem wzroku cieszącej się dobrobytem większości.
To błędne koło powraca podczas wyborów urzędników, którzy przyrzekają swym [wyborcom] „nieustępliwość wobec przestępstw” (przestępców). Rzadko któryś z nich wykazuje chęć zbadania przyczyn frustracji, a jeżeli to czyni, przegrywa zazwyczaj w następnych wyborach. Jego wyborcy i tak już znają te przyczyny i mało są zainteresowani rozwiązaniem problemów za cenę utraty miejsca pracy lub wzrostu podatków. Jest to i tak wystarczająco kosztowne, wieść wygodne życie i pokrywać koszt pudeł, w których zamyka się przestępców, bez wydatkowania większych jeszcze ilości pieniędzy w celu wyeliminowania frustracji. Te pudła są tańsze i z jakichś powodów dostarczają więcej powodów do zadowolenia.
Koniec części drugiej

Mogłem wywołać wrażenie, że cały ludzki gatunek jest „kawałkiem gówna” (kolejne barwne określenie używane na B-TIK). Nie jest to prawdą. Niektórzy spośród sapiens są bardziej K-PAXiańscy ode mnie, ze swym pokojowym usposobieniem i swoją empatią. W naszych podróżach z robem spotykaliśmy ludzi, którzy dzielili się z nami wszystkim, co posiadali. Inni poświęcali większość życia na dochodzenie sprawiedliwości dla swych pobratymców pokrzywdzonych przez innych, bardziej bezwzględnych. Rośnie liczba sapiens zatroskanych losem innych, spoza ich gatunku, i losem samej ZIEMI. Te istoty byłyby mile widziane na K-PAX czy jakiejkolwiek innej PLANECIE. Tutaj, niestety, pozostają ułamkową cząstką.
W samej rzeczy ludzkie istoty w większości są bardzo przyjazne i dają się lubić, każda z osobna. Problem pojawia się dopiero wtedy, kiedy się zrzeszają. Najgorsze ich cechy nasilają się w większych społecznościach, w których zawsze wydają się przeważać ich egoistyczne pragnienia. Myślę znowu, że to chyba wiąże się z lękiem. Ten, który dominuje, wydaje się onieśmielać słabych i troszczących się o innych, a oni boją się utracić to niewiele, które posiadają. To paradoks swoisty wyłącznie dla homo sapiens.
Kolejna zagadka do rozwiązania dla następnego przybysza z K-PAX.
Na kondygnacji czwartej znajdują się sapiens, którzy czują potrzebę wyrządzania krzywdy innym z ich gatunku. Jednakże poza tymi murami przebywa znacznie więcej takich istot, które zajmują się produkcją tytoniu albo mięsa, albo broni wszelkiego rodzaju, od której tysiące ludzi giną codziennie. [Tutaj znów nieprzetłumaczalne wyrażenie.]
Sapiens lubią usprawiedliwiać swoje postępowanie wobec innego rodzaju istot, powołując się na swój „wyżej rozwinięty” mózg. Myślałem, że umrę ze śmiechu, gdy to usłyszałem po raz pierwszy. Któż może być głupszy od istot, które niszczą swój własny dom dla niskich i krótkotrwałych korzyści, zwłaszcza gdy nie mają już dokąd pójść?
W istocie większość ludzi wydaje się przejawiać głęboką i nieodpartą potrzebę poczucia wyższości nad kimś innym — kimkolwiek. Przez sto tysięcy lat samce tego gatunku stawiały się wyżej od samic, a obdarzeni jaśniejszą skórą ogłaszali, że są lepsi (w czym?) od ciemnoskórych. Te fałszywe opinie straciły na wadze w ostatnim czasie, choć nadal dają o sobie znać w całym ich niewielkim ŚWIECIE. Ale odczuwane przez gatunek sapiens poczucie wyższości nad współmieszkańcami ich ZIEMI jest nieubłaganie podtrzymywane do chwili obecnej.
Ludzkie dzieci są karmione mlekiem innych zwierząt, niekiedy od pierwszych chwil życia. Gdy już potrafią jeść stałe pokarmy, otrzymują je w postaci mięsa w małych słoiczkach. Później są żywione mięśniami i narządami istot wszelkiego rodzaju, co często eufemistycznie ukrywa się pod inną nazwą (na przykład „hamburger”, albo „hot dog”, na określenie przemielonego mięsa). Dopiero po wielu latach dzieci uświadamiają sobie, co dostawały do jedzenia, ale wtedy jest za późno, by zmienić nawyki, zwłaszcza że wciąż kusi się je mięsnym pożywieniem i nie wydaje im się, by istniała alternatywa. Aby uspokoić sumienie i [złagodzić] poczucie winy, znajdują racjonalne wytłumaczenie tego obyczaju i przekazują je następnemu pokoleniu. I tak to się toczy poprzez tysiąclecia.
Dzisiaj oglądałem jakiś program w telewizji. A potem drugi na innej długości fali. I trzeci. Wszystkie były o żonie „zdradzającej” (odbywającej stosunki seksualne z inną osobą) swego zalegalizowanego towarzysza życia albo też na odwrót. Ta sama historia, tylko inni „aktorzy”. Myślałem, że być może niezliczeni widzowie rodzaju żeńskiego wybierają ten czy ów program ze względu na odmienne reklamy handlowe. Ale one również były wszędzie takie same.
Z kolei programy sportowe pozwalają osobnikom płci męskiej przeżywać swoje skądinąd nudne życie [w sposób zastępczy].
Zwierzęta B-TIK nie należące do gatunku homo sapiens są zaliczane do niższej klasy na różne — bardzo przemyślne — sposoby:
• jeśli jakaś osoba jest podła, gruboskórna, okrutna lub grubiańska, zasługuje na miano „zwierzęcia”, przy czym nie ma znaczenia, że ludzie są jedynym gatunkiem przejawiającym takie cechy;
• zwierzęta ludzkie jedzą, inne zwierzęta żywią się;
• inne zwierzęta nie rodzą dzieci — one tylko wydają na świat szczenięta, źrebaki, koźlęta, jagnięta, kangurzątka i tym podobne;
• ludzie nie zabijają zwierząt — oni tylko polują, chwytają, łapią w sidła, tuczą na ubój, zarzynają i składają je w ofierze;
• sapiens kochają się, wszystkie inne zwierzęta się parzą;
• i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej.
Jeszcze jedna subtelna metoda indoktrynacji, ale bardzo skuteczna. Zastosowano ją, aby zniewolić i eksterminować różne „niezdolne do czucia, podobne do zwierząt” rasy samych homo sapiens! Jedna z tych świeżej daty [czystek] nazywa się „holokaust”.
Dla kury (ptaka, który nie fruwa) na B-TIK każdy dzień to holokaust.
W kraju botswana napotkaliśmy farmę otoczoną ogrodzeniem, by inne zwierzęta nie mogły wejść na jej teren. Wiele dzikich zwierząt umarło nieopodal z pragnienia. Te, które przeżyły, powiedziały mi, że czują wodę, ale nie mogą się do niej dostać. Zrobiłem dziurę w ogrodzeniu i pozwoliłem im się napić. Farmer zbliżył się do nas z nożem. Kiedy zniknąłem i nagle pojawiłem się za nim z tyłu, upuścił nóż i padł na kolana. Wyjaśniłem mu, o co chodzi, a on pokłonił się wielokrotnie i obiecał nie naprawiać dziury.
Innym razem, w Szwajcarii, zauważyłem kobietę, która przylgnęła twarzą do szyby restauracji (miejsce, gdzie się je za pieniądze). Opowiedziałem właścicielowi o K-PAX, a on zaraz wpuścił ją do środka.
Tak to już bywa z gatunkiem sapiens. Wydaje się, że można ich reedukować, ale tylko pojedynczo. A tylu ich jest!
Niektórzy ludzie składają winę za wszystkie problemy na technologię. Inni spodziewają się, że rozwiąże ona wszystkie problemy. Przypominają mi ślepych olbrzymów na E-FAP, które wyłupują sobie oczy, by nie widzieć istot, które ogryzają im stopy.
Ostatnimi czasy co bystrzejsi sapiens zaczęli dostrzegać, że niszczenie na wielką skalę istot nie należących do istot ludzkich, spowodowało wymarcie wielu gatunków. Brak poszanowania dla wartości istot spoza gatunku sapiens to tylko jedna z przyczyn tego gatunkobójstwa. Drugą przyczyną jest ogromne przepełnienie ZIEMI samymi istotami ludzkimi.
Łączy się to znowu ściśle z wieloma religiami, z których żadna nie wydaje się zatroskana tym, że ich PLANETA dławi się od niewiarygodnej liczby homo sapiens. Co więcej, wiele ich ksiąg zachęca ludzi, by „rozmnażali się i czynili sobie ZIEMIĘ poddaną”. To wyraźny przykład przekręcenia otrzymanej informacji. Jedyne co ich bogowie mogli powiedzieć, jeśli w ogóle coś mówili, to: „NIE ROZMNAŻAJCIE SIĘ I NIE CZYŃCIE SOBIE ZIEMI PODDANĄ, TO MOŻE OZNACZAĆ WYŁĄCZNIE KŁOPOTY!” I wyobraźcie sobie jeszcze coś: aby rzekomo uratować od wyginięcia kilka gatunków nie należących do sapiens, wsadzają je do więzień. Ciekawe, komu to ma służyć.
A oto jeszcze jeden przykład ludzkiej schizofrenii: wielu ludzi uważa swoje psy i koty za członków własnej rodziny, ale z ochotą zjadają każde inne zwierzę, zdolne się poruszać. Czy może być coś bardziej szalonego?
Niekończące się produkowanie przez homo sapiens własnych kopii w coraz większej liczbie zagroziło przetrwaniu ich własnego gatunku. Jedyne dogodne źródło surowców i energii, Ziemia, jest niemal na wyczerpaniu. A oto na jakie rozwiązanie problemu narastającego przeludnienia i malejących zasobów wpadli „myślący ludzie”: postarać się o więcej zasobów! By podać przykład: energicznie badają, za pomocą swoich ograniczonych metod i równie ograniczonego intelektu, tak zwane „alternatywne” formy energii, które mają tak samo fatalny wpływ na ich PLANETĘ, jak spalanie martwych skamielin. Odwiedzam to miejsce od 1963 (liczba lat, które upłynęły od zgonu boga zwanego jezus chrystus, zamordowanego, jakżeby inaczej, przez tych sapiens, którzy wówczas byli u władzy) i prawie nie zdarzało mi się usłyszeć, aby ktoś z decydentów zaproponował zredukowanie tej rozdętej liczby ludzkich istot jako sposób zmniejszenia ich problemów energetycznych i wszelkich innych. Zamiast tego na skutek propagandy rządowej sadzą drzewa i przetwarzają śmieci. Najwyraźniej daje im to poczucie, że cokolwiek robią, i pozwala zapomnieć o prawdziwych przyczynach ich kłopotów ze środowiskiem naturalnym. Ludzie!
Inna dziwna sprawa: większość sapiens wsadza swoich zmarłych krewnych do ziemi, żeby tam zgnili. Kto potrafi zrozumieć te istoty?
A oto przykład na to, że strach leży u podłoża wszystkich myśli i poczynań sapiens: rob i ja zatrzymaliśmy się na spoczynek pewnej gorącej nocy w chłodnym, świeżo wykopanym grobie. Pijany sapiens, idąc na skróty do domu, wpadł do tego grobu tuż obok nas. Zaczął drapać pazurami ściany tej jamy, daremnie próbując się wydostać. Powiedziałem: „Nigdy ci się to nie uda, kolego”. Ale zaraz po tym mu się udało.
Jedne z najbardziej zadziwiających istot na ZIEMI to wieloryby. O wiele inteligentniejsze od sapiens — a mimo to prześladowane, od chwili gdy ludzie zapanowali nad morzami na swoich okrętach, i już prawie na wymarciu. Odwet ich zupełnie nie interesuje — wolą zagładę niż kontratak.
Mają niesamowicie subtelny i złożony umysł! Potrafią myśleć równocześnie na paru poziomach: śpiewać, karmić swoje dzieci, dokonywać obliczeń matematycznych, tworzyć poezję, kontemplować otoczenie i wykonywać dziesiątki innych czynności w tym samym czasie.
Pomogłem jednemu z nich uciec z miejsca pod nazwą „oceanarium”, gdzie był więziony w pojemniku wodnym niewiele większym od niego samego. W zamian opisał mi wszystkie gatunki morskich roślin i zwierząt, przebywające na przestrzeni wielu jartów wokół miejsca, gdzie znajdowaliśmy się na oceanie spokojnym. Nawet zabrał mnie na krótką przejażdżkę w głębiny oceanu! Przeżycie jedyne w swoim rodzaju, zapewniam was.
Powiedział mi, że ciągle rosnący poziom hałasu utrudnia bardzo porozumiewanie się i żeglowanie po wodach, a nawet myślenie. Odparłem, że na lądzie nie jest wiele lepiej.
Nie mamy takich istot na K-PAX. Gdybym mógł, zabrałbym go do domu w odwiedziny. Ale nie posiadamy wystarczającej ilości wody we wszystkich podziemnych zbiornikach, aby zapewnić mu dość miejsca do przetrwania. Może należałoby zaproponować, aby istoty zamieszkujące inne wodne PLANETY udzieliły im schronienia do czasu, aż ludzie przejdą na wyższy etap rozwoju albo dokonają samozagłady —jedno z dwojga.
Poza śmiercią i zniszczeniem dokonywanym przez sapiens skala marnotrawstwa jest niesłychana. Już sam tylko czas, który poświęcają na sport, wystarczyłby na to, by całkowicie przebudowali swój ŚWIAT. Pomyśleć tylko, czego by mogli dokonać, gdyby tylko wyeliminowali wszystkie te [bzdury] ze swoich myśli!
Istnieje wiele rzeczy, za którymi będę tęsknił, kiedy opuszczę B-TIK — cudowne owoce, ciepło uczuć zwierząt spoza gatunku sapiens i ich wielka różnorodność, bujna roślinność, góry pokryte śniegiem, wielkie pola złotych zbóż i oczywiście paru przedstawicieli grupy sapiens. Ale na pewno nie będzie mi brakowało ciągłego bombardowania „miłością” i „seksem”, dobywającego się z odbiorników radiowych, ekranów telewizyjnych, czasopism (cienkich książeczek) i z prawie wszystkiego dookoła. Choćbym został tutaj milion lat, nigdy nie byłbym w stanie pojąć zaabsorbowania tych istot obsesyjnymi uciechami, które mogą prowadzić tylko do utraty lub katastrofy.
Nawet ich religijne księgi nakazują im kochać się nawzajem (rzadko — kochać jakiś inny gatunek), jakby te sprawy można było wykonywać z boskiego polecenia. Miłość (tak jak ja rozumiem to określenie) bierze się z tajemniczego zachwytu, który nas ogarnia pod wpływem pewnych przymiotów przejawianych przez inną istotę. Jeśli tak jest, to jak można komuś kazać kochać osobę posiadającą cechy dla niego odpychające? Albo też jakie ma znaczenie podobne uczucie względem istoty, którą się lubi? Z pewnością zamiast tego bogowie chcieli powiedzieć, że sapiens powinni szanować się nawzajem.
Sapiens często (choć nie zawsze) utożsamiają miłość z seksem. Jak to możliwe, pytam się, aby coś w domniemaniu pięknego łączyło się z czymś tak bolesnym i obrzydliwym? To naprawdę [urąga] zdrowemu rozsądkowi! A jest powszechne — wydaje się, że to jedyny powód, dla którego kobiety i mężczyźni się spotykają, choćby nie wiem jak udawali, że jest inaczej. Naprawdę zabawnie jest przyglądać się, jak tańczą wokół tego tematu niczym podwójna GWIAZDA, aż w końcu oboje tego zapragną (jeśli można tak powiedzieć).
Aby nie traktować wszystkiego poważnie, przedstawiam ten zabawny [kąsek?]. Na B-TIK jest sześć miliardów homo sapiens i liczba ich rośnie z minuty na minutę. A więc na co idzie część pieniędzy z podatków, które płacą poszczególni ludzie? Na badania nad płodnością! Chyba nie słyszałem niczego bardziej zabawnego w całej GALAKTYCE.
Raz, przypadkowo, uczestniczyliśmy z robem w jakimś spotkaniu religijnym. Było to w kraju stany zjednoczone, stan alabama. Dzień był cudownie ciepły, trochę jak na K-PAX, i usłyszeliśmy głośną muzykę płynącą z małej świątyni. Weszliśmy do środka. Dziwne powiązanie, muzyka i religia. Zdawało się, że ostre rytmy wprawiają ludzi w odpowiedni nastrój do wysłuchania propagandy. Ciekawe, jakie jeszcze informacje przekazuje się sapiens za pomocą muzycznych wibracji.
Było dużo zawodzenia i okrzyków w czasie mówionej części spotkania, niektórzy błagali o uzdrowienie z różnych schorzeń. Zauważyłem ogromny lęk u tych istot, jednakże te niepokoje zostały prawie całkowicie [ukojone] poprzez uczestnictwo w tym „nabożeństwie”. Musiało to być coś w rodzaju hipnotycznej sztuczki gene’a.
Rob postanowił pozostać. Po wszystkim, co przeszedł, woli dalej żyć tutaj, niż udać się do miejsca, gdzie nic z tego, co na niego spadło, nie mogłoby się zdarzyć. Niezrozumiałe, prawda? Ale tak bardzo ludzkie.